Depersonalizacja to choroba o zasięgu globalnym, na którą cierpi nawet 3% ludzkości. Charakteryzuje się ona ostrymi stanami lękowymi, w trakcie których chory nie do końca chce wierzyć, że faktycznie jest tym, kim jest. Może czuć się tak, jakby za działanie jego ciała i myśli odpowiadały dwie różne osoby, a on sam obserwuje świat i własne życie jakby zza szklanej kuli. Nie potrafi być do końca odpowiedzialny za to, co dzieje się w jego życiu, gdyż nie czuje się kierowcą, a często tylko pasażerem, który nie ma mocy sprawczej.
Depersonalizacja o dziwo stanem obronnym naszego organizmu. Mechanizm ten daje nam jakby szansę stania się kimś innym, odgrodzenia się od zdarzeń, które ten stan wywołały. W ten sposób poziom stresu spada, a chory może poczuć się spokojnie. Jednak nie znikają obawy związane z obcowaniem w społeczeństwie. Osoba cierpiąca na depersonalizację pragnie odgrodzić się murem od rzeczywistości, uciec od życia towarzyskiego, zostać sama ze sobą w bezpiecznym otoczeniu czterech ścian. Czasami zdarzenia, jakie spotykają nas w życiu są tak trudne i rujnujące nas umysł, że broni się on przed nimi w dostępny sobie sposób – ucieczkę w coś innego, normalnego, bezpiecznego. W ten sposób zamyka się błędne koło, gdyż zabijanie stresu przez wmawianie sobie nierealności, skutkuje późniejszym strachem przed tym, co dzieje się naprawdę. Próby leczenia depersonalizacji są bardzo trudne, gdyż umysł reaguje niechętnie i agresywnie na próby powrotu do stanu pierwotnego. Terapia często trwa wiele lat i zanim przystąpi się do ujarzmiania właściwego stanu patologicznego, należy poradzić sobie z ogromem źródeł, jakie go wywołały. Nie jest to proste, ale w życiu chorego na depersonalizację nic tak naprawdę nie jest proste. Każda prosta czynność i zachowanie ma drugie dno, czuć w tym działanie i obecność tego drugiego.